Trudne dzieciństwo – wyrok czy wyzwanie?

„Nigdy nie jest za późno na szczęśliwe dzieciństwo”- autor nieznany

Widziałeś film Rolanda Joffe p.t. „Misja”? Jeśli nie, to polecam Ci go obejrzeć. Wspaniałe zdjęcia, poruszająca muzyka Ennio Moriccone oraz cała paleta intrygujących dylematów życiowych. Nie chcę jednak zatrzymywać się nad samą recenzją filmu, ale zamierzam skupić się na scenie, która jest dla mnie źródłem poruszających uczuć. Przedstawia ona nawróconego łowcę niewolników Rodrigo Mendoza – gra go Robert de Niro –  który narzuca sam sobie okrutną pokutę za zabicie swego brata. Bohater wędruje wraz z jezuitami i grupą Indian w bardzo wymagającym terenie dżungli z uwieszonym u szyi tłumokiem, pełnym niepotrzebnej mu już zbroi. Po jakimś czasie jeden z Indian – których niegdyś sprzedawał w niewolę – odcina przyczepiony do szyi Rodriga tłumok i zrzuca go z góry w nurt rzeki. Rodrigo płacze jak dziecko. Jak zinterpretować te łzy? Co czuje? Ulgę, przebaczenie, akceptację? Najlepiej odpowiedzieć sobie samemu. Film warto zobaczyć nawet dla samej tej sceny.

Mnie błyskawicznie nasunęła się pewna interpretacja, ale może ich być wiele. Zbroja, którą bohater taszczył za sobą, skojarzyła mi się z kolekcją mechanizmów obronnych, jakie wykształcamy w sobie poprzez kolejne trudne doświadczenia życiowe. Pewne role, w które wchodzimy, żeby ustrzec się przed zranieniem lub potwierdzić, że jesteśmy warci miłości. To rożne postaci fałszywego „ja”, które blokują nasze bycie sobą, bycie autentycznym. Rodrigo przyjął rolę zadręczającego siebie pokutnika. Myślał, że tak musi, że Bóg tego żąda, i że jest to winien swemu bratu i całemu społeczeństwu. Nie był tego świadomy sam z siebie. Potrzebował kogoś, kto przetnie linę i pokaże mu bezcelowość jego wysiłku. Dźwiganie tego ciężaru przez Rodriga postrzegam jako symbol dźwigania naszego obciążenia, jakie potocznie nazywamy trudnym dzieciństwem.

Możesz to zrobić – sam przetnij linę

Co może się znaleźć w tym worze z napisem trudne dzieciństwo, który ciągniesz za sobą? Wszystko to czego zabrakło, czego nie dostałeś jako dziecko, od swoich rodziców, najbliższych i osób znaczących w Twoim życiu. Mogą się tam znaleźć nagromadzone urazy, traumy, zranienia, Twoje żale i pretensje, niezaspokojone potrzeby i niewyrażone uczucia. Cały ten bagaż spowalnia poruszanie się do przodu, sprawia, że życie staje się uciążliwe i frustrujące. Wydawałoby się, że naturalną koleją rzeczy byłoby odrzucić ten niepotrzebny balast. Niestety, nie jest to proste, żeby w ogóle zobaczyć, że coś takiego wleczemy za sobą. Jesteśmy tak zrośnięci z tym bagażem, iż wydaje się on być częścią nas, a odcięcie go bolesnym i niemożliwym. Rodrigo pozbył się obciążenia, dzięki jednemu cięciu Indianina. Dla mnie i dla osób, które określają swe dzieciństwo jako trudne, do odcięcia się od tego bagażu, dochodzi się poprzez długotrwały proces zdrowienia.

Etapy zdrowienia

U mnie ten proces zaczął się dopiero w momencie, w którym pojawiły się objawy nerwicy lękowej. Życie w domu, gdzie istniał problem alkoholowy, fundowało mi nieustanne napięcie. Brak kontaktu ze swoimi potrzebami i uczuciami spowodował zintensyfikowanie lęku i wstydu, które zagarnęły większą część mojej przestrzeni emocjonalnej. Organizm, poprzez nerwicę, daje nam sygnały przeciążenia negatywnymi bodźcami. Zaczynasz, więc skupiać się na objawach, ale nie znasz przyczyn. Łatwo wtedy przychodzi zadręczać się myślą, „że jestem nienormalny”. Potężną pracą, jaką na tym etapie objawowym trzeba wykonać jest przyznanie się, że ma się problem.

Następnie uświadamiasz sobie, że potrzebujesz pomocy i wtedy dopiero zaczyna się prawdziwe zdrowienie, ponieważ stopniowo odkrywasz realne przyczyny Twych nieadekwatnych reakcji, np. „unikanie wyjścia na basen z lęku przed oceną itp”. Jeśli wychowałeś się w domu, gdzie ukrywano alkoholizm i żyłeś w zakłamanej interpretacji rzeczywistości, np. nie mogłeś przyjąć do domu kolegów, bo tatuś jest „chory”, to masz niezdrową potrzebę ochraniania dobrego wizerunku rodziny. Skutkuje to etapem negowania istnienia problemu alkoholowego w domu i oporem przed ujawnianiem bolesnych treści ze swego życia.

W trakcie współpracy z zaufaną osobą, zazwyczaj jest to terapeuta, odblokowują się Twoje zamrożone uczucia, i wtedy przeżywając je, i mając możliwość ich wyrażenia odzyskujesz stopniowo kontakt ze swoim prawdziwym „ja”. Jeśli proces jest kontynuowany prowadzi do następnego etapu jakim jest akceptacja swojej historii życia. Zaczynasz lubić siebie i dziękować za swoje życie, które postrzegasz jako przygodę na drodze samopoznania.

Ten etap nierozerwalnie łączy się na zasadzie wspólnego oddziaływania z etapem odpowiedzialności, który możemy skojarzyć z symbolicznym odcięciem tobołków Rodriga. Różnica polega jednak na tym, że to Ty sam bierzesz „nóż” do ręki i mentalnie odcinasz się od swego bagażu. Tym „nożem” jest nic innego jak Twój wybór, Twoja decyzja o byciu odpowiedzialnym.

Kiedy rozważałem odejście ze stanu duchownego, towarzyszył mi w tym współbrat, przełożony domu zakonnego, który poświęcił mi wiele godzin na rozmowy. Do dziś pamiętam jego słowa wypowiedziane w momencie mojego zmagania z podjęciem decyzji. Powiedział wtedy: „Piotr, jakąkolwiek podejmiesz decyzję to proszę Cię tyko o jedno – Bądź odpowiedzialny”

Przeformatowanie mózgu

Cały proces zdrowienia, jeśli jest solidnie realizowany, prowadzi do momentu wzięcia odpowiedzialności za swoje życie. Ten wybór jest przełącznikiem, uruchamiającym Twoje funkcjonowanie jako dojrzałej, autonomicznej, dorosłej osoby. Zależy wyłącznie od Ciebie czy użyjesz przełącznika. Masz wybór dwóch opcji.

Chciałbym w tym punkcie wskazać Ci osobę, która zainspirowała mnie do zmiany mojego sposobu myślenia. Może słyszałeś o Nicku Vujiciciu, który urodził się bez rąk i bez nóg. Kiedyś natrafiłem na mem z jego słowami:

Jak myślisz, którą opcję wybrał? Zgadza się: tę drugą. Dziś jest mówcą motywacyjnym i opowiada po całym świecie jaką przemianę przeszedł, dzięki tej decyzji. Przemianę z człowieka, który chciał zakończyć swoje życie, w człowieka, który dziś inspiruje miliony. Patrząc na niego i to co osiągnął – cieszy się m.in. wspaniałą rodziną – myślę sobie: „Jeśli on w sytuacji jakiej był, potrafił pokonać swe ograniczenia, to dlaczego ja nie mógłbym tego zrobić”. Polecam Ci zajrzeć do książki jego autorstwa: „Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń”.

Kiedy wciśniesz „jestem odpowiedzialny” wybierasz życie jednostki, która stanowi o sobie i odzyskuje moc sprawczą w życiu. Jeśli nie ruszysz przełącznika, pozostaniesz dryfującą tratwą na oceanie życia, z poczuciem bycia pokrzywdzonym i przyjęciem roli ofiary. Co mi pomogło przełączyć się na tryb, który mi służył zamiast szkodzić? Odpowiedź brzmi: złość i nieakceptacja. Użyj złości i nie zgadzaj się na bycie ofiarą. To jest właściwe użycie tego uczucia. Efekty przeformatowania mózgu przyjdą wkrótce potem. To naprawdę działa. Doświadczyłem tego na własnej skórze.

Jeszcze kilkanaście lat temu, z powodu niezdrowego trybu życia jaki prowadziłem, nabawiłem się cukrzycy a już w wieku lat 17 cierpiałem na nadciśnienie. Przez długi czas brałem leki na oba schorzenia, ale po jakimś czasie, podjąłem decyzję, że nie będę miał cukrzycy. Oczywiście nie obudziłem się nazajutrz bez cukrzycy, ale podjęta decyzja zmobilizowała mnie do odpowiedniej diety i ćwiczeń. Schudłem ponad dwadzieścia kilo i pożegnałem się z lekami i cukrzycą a wkrótce potem również, i z nadciśnieniem. Bycie odpowiedzialnym za swoje życie pozwoli Ci spojrzeć na swoje trudne dzieciństwo jako na wyzwanie i postawione przed Tobą zadanie i odstąpić od interpretowania go jako wyroku skazującego Cię na nieszczęśliwe życie.

„Nieważne jest to, skąd idziesz, ważne jest to, dokąd zmierzasz” – Brian Tracy

Te słowa Briana Tracy są wyznacznikiem przemiany starego sposobu interpretacji rzeczywistości na nowy, opierający się na odpowiedzialności. Sugerują, żeby nie oglądać się za siebie, ale patrzeć do przodu, aby nie oglądać się na innych, ale ciągle na nowo stawać się odpowiedzialnym za swoje życie. W tym pomagają nam pytania: Dokąd zmierzasz? Jakie są Twoje cele? Co chcesz osiągnąć?. To one pomagają nam zorientować się na kształtowanie swojej przyszłości i mobilizują do działania, zamiast trwania w bezradnej i biernej roli ofiary.

Jeśli uważasz ten wpis za wartościowy udostępnij go innym, pozostaw swój komentarz albo po prostu „polub mnie”na moim fanpage

Z odwagą do sieci

„Dlaczego Pan się zdecydował zrezygnować z kapłaństwa po tylu latach?” – to nieodmiennie pojawiające się w moim przypadku pytanie na każdej rozmowie kwalifikacyjnej, a kilka ich już przeszedłem. Było tak, kiedy po opuszczeniu murów klasztornych pojawiłem się na stacji benzynowej BP. Podobnie było z prezes fundacji pomagającej chorym dzieciom. Zapytał o to również mężczyzna rekrutujący mnie do pracy na ochronie oraz manager Aparthotelu we Wrocławiu. Z pewnością Ty również zadałbyś to pytanie będąc na miejscu rekrutera. Mogę Cię uspokoić, że odpowiedź odnajdziesz, czytając kolejne wpisy tego bloga.


Pandemia i jej skutki w moim życiu


Moja ostatnia praca w hotelu na recepcji dawała mi poczucie pewnej stabilizacji. Spotkałem tam też osoby, z którymi naprawdę miło się współpracowało. Pandemia jednak zamknęła drzwi hotelu i znów musiałem myśleć o nowym zajęciu. Takie niespodziewane ciosy od życia mogą być jednak szansą na rozwój. Wydarzenie, które zatrzymuje nagle pęd naszego życia i pozwala na nowo ustalić priorytety i przeorientować się w życiu. To był moment kiedy powróciło pytanie: „Co ja tak właściwie chcę robić w życiu?”, „Co jest dla mnie ważne?”. Odżyły moje dawne marzenia o tym, żeby robić to, co kocham i w czym czuję się najlepiej. Zapragnąłem sięgnąć w głąb siebie i uwolnić swe zasoby. Przypomniało mi się spotkanie z pewnym coachem, które odbyło się ponad rok temu. Efektem tamtego spotkania były zapiski konkretnych marzeń i celów oraz potężny zastrzyk motywacji. Otworzyłem więc teczkę z zapiskami i natrafiłem na kartkę z odpowiedzią na pytanie „co chcę robić”. Widniały tam 3 punkty: pisać książki i wiersze, robić reportaże, podróżować. Okres kwarantanny sprzyjał temu, żeby zająć się pierwszym punktem. Pisanie zacząłem od wierszy a potem zrealizowałem swoje założenie sprzed roku, że napiszę sztukę teatralną o Dorosłym Dziecku Alkoholika. Motywem napisania tej sztuki było pragnienie, aby w sposób artystyczny przybliżyć społeczeństwu wewnętrzny świat Dorosłego Dziecka i jego postrzeganie świata zewnętrznego, aby pomóc zrozumieć przyczyny jego dysfunkcyjnego myślenia i zachowania. Myśl o założeniu bloga chodziła za mną już od dawna, ale w ostatnim czasie coraz głośniej dobijała się do mojej świadomości. Decyzja, żeby w to wejść, nie była łatwa. Zazwyczaj, kiedy chcę podjąć jakaś zmianę w życiu i wyjść z tzw. strefy komfortu, pojawia się lęk. Jak przypuszczam, Ty masz podobnie. Mój mózg zaatakowała wtedy seria wątpliwości ubrana w pytania. Czy to nie będzie kolejną porażką w moim życiu? Czy dam radę być systematyczny? Czy nie stracę niepotrzebnie zainwestowanych pieniędzy? Czy dam sobie radę z ewentualnym hejtem i krytyką? Jak widzisz pozytywna zmiana w życiu i kreatywność rodzą się w bólach. Ja jednak zrozumiałem, że nie przekonam się nigdy, czy było warto, jeśli poddam się od razu i zrezygnuję.

Data publikacji bloga – Dlaczego 17 czerwca?


Ta data to nie przypadek. Dokładnie 20 lat temu po raz pierwszy wygłosiłem publicznie swoje pierwsze kazanie przed współbraćmi w klasztornej kaplicy. Tak, może teraz zrobisz wielkie oczy, ale… byłem jeszcze do niedawna księdzem i zakonnikiem. Trochę więcej na ten temat znajdziesz w zakładce: o mnie. Piszę o tym ponieważ jestem przekonany, że jest to mój potencjał, którego nie można pominąć. Wybierając te datę – było wiele innych opcji – chcę zasygnalizować podobieństwo uruchomienia bloga do wygłoszenia pierwszego kazania. Obie sytuacje są wyjściem z cienia, wyjściem z szeregu i pojawieniem się w przestrzeni publicznej. Są formą wyrażenia siebie, swoich przekonań, z małą różnicą, że blog realizuje się wyłącznie w przestrzeni wirtualnej. Wtedy, 20 lat temu w moim pierwszym kazaniu użyłem, dla wzbogacenia treści, obrazu Ecce homo, namalowanego przez św. Alberta Chmielowskiego. Poniżej umieszczam zdjęcie wspomnianego obrazu.

Namalowała go na moje zamówienie była siostra zakonna, której pomagałem podnieść się z kryzysu po opuszczeniu zakonu. Obraz ten towarzyszy mi już od 11 lat, niezależnie od aktualnego miejsca pobytu. Wybór tej daty to również sygnał, że pomimo zakończenia posługi kapłańskiej, nie zakończyła się moja relacja z Jezusem. Ta relacja ciągle trwa, dojrzewa i przekształca się zgodnie z dynamiką dążenia do tego, co prawdziwe i porzucania fałszywego obrazu Boga, ale to już temat na kolejny wpis.


Czy na pewno porażka?


Jezus na tym obrazie nie wygląda jak człowiek sukcesu. Kojarzy się raczej z kimś, kto został sponiewierany i pobity, z kimś, kto jest przegrany, kto stracił swą godność. To moment, w którym został całkowicie odrzucony przez swoich rodaków. Oto człowiek wykluczony, odsunięty poza margines społeczeństwa. Pierwsza myśl jaka się nasuwa, gdy patrzę na ten obraz, to „porażka”.
Kiedy odszedłem z kapłaństwa i zakonu, znalazłem się nagle w jakże odmiennych realiach, w których z trudem się poruszałem. Mocno dotarło do mnie, że brakuje mi wielu umiejętności potrzebnych do skutecznego zafunkcjonowania w nowej rzeczywistości. Dopadło mnie poczucie bycia poza marginesem społeczeństwa. Narzucała mi się nieprzyjemna myśl, że moje życie jest porażką. Gdybym się poddał tej myśli, nigdy nie dotarłbym do tego punktu, gdzie jestem teraz. Przyznaję, że uruchomienie tego bloga to dla mnie spore osiągnięcie. Mam nadzieję, że to skromny początek czegoś wielkiego. Dlatego tak ważne jest, żeby monitorować swoje myśli i badać, jakie interpretacje rzeczywistości Ci one podsuwają, a następnie wybierać te, które inspirują Cię do osiągania Twoich celów. Jezus był pewny, że do Niego należy ostatnie słowo i że zwycięży. Dla Niego, po ludzku pojmowana porażka była tylko koniecznym etapem na drodze do zwycięstwa.

Nie wiem kim jesteś i jaka jest twoja aktualna sytuacja życiowa. Czy wierzysz w Boga czy nie. Może właśnie teraz jesteś w emocjonalnej, czarnej dziurze i myślisz, że twoje życie to jedna wielka klęska i nic już dobrego cię w nim nie spotka. Wierz mi miałem takie chwile. Bądź pewien, że to konieczny etap na Twojej drodze do zwycięstwa. To jaki kształt ono przybierze, zależy wyłącznie od ciebie. Z pewnością pytasz samego siebie: „Tak, ale jak to zrobić?”. Nie jesteś odosobniony z tym pytaniem. Wiele osób przed Tobą już sobie je zadawało i ja również. Jeśli nie masz wokół siebie mentorów, którzy mogliby Ci towarzyszyć na drodze przemiany wewnętrznej, to polecam Ci odnaleźć ich w internecie. W sieci jest mnóstwo osób, które mogą dla Ciebie stać się mentorami, przekazującymi Ci darmowo ogromne pokłady wartościowych treści. Sam szukałem inspiracji w sieci i trafiłem na filmik Tomka Micherdy z bloga „Od kelnera do milionera” , a potem do bloga Michała Szafrańskiego „Jak oszczędzać pieniądze”. Ci dwaj faceci dali mi prawdziwego „kopa” do działania.

Śledź moje postępy i inspiruj się


Dziękuję Ci, że zaglądnąłeś na mojego bloga i dotrwałeś aż do tego miejsca z czytaniem. Jesteś tu mile widzianym gościem. Chcę, aby każdy znalazł tu swoje miejsce niezależnie od religii czy światopoglądu jakie wyznaje. Osobiście, niezłomnie wierzę w to, że to co nas łączy, jest istotniejsze od naszych różnic.

Wspólną przestrzenią, gdzie możemy się wszyscy spotkać, jest nasze człowieczeństwo.

Nie mogę tego, co jest we mnie zatrzymywać dla siebie. Chcę w tej właśnie formie dzielić się z Tobą tym, co jest we mnie żywe i wartościowe. Chcę podzielić się swoim życiem. Wszystkimi jego meandrami. Kiedy piszę te słowa to wzruszam się bardzo, gdyż na moich oczach realizuje się moje skryte marzenie – mieć swą przestrzeń, gdzie będę mógł w pełni wyrazić siebie z tym, co czuję i czego pragnę, gdzie będę mógł rozwijać swą kreatywność oraz dodawać Ci odwagi do zmierzenia się z napotykanymi trudnościami. Chcę, abyś śledząc tego bloga znalazł inspirację i motywację do odkrywania swych zasobów, uwalniania swego potencjału i uczynienia swego życia bardziej satysfakcjonującym. Chcę oprzeć publikowane na blogu treści o nabytą przez lata wiedzę i osobiste doświadczenie. W kolejnych wpisach zabierzesz coś dla siebie z szeroko rozumianego rozwoju osobistego, duchowości, motywacji, relacji międzyludzkich.

Ernest Hemingway pisał, że „Nikt z nas nie jest samotną wyspą”. Potrzebujemy siebie nawzajem i jesteśmy połączeni ze sobą więzami przeróżnych zależności.

Dlatego tak bardzo ważne jest, abyśmy wspierali się nawzajem, dążąc ku pełni człowieczeństwa i do zmiany oblicza tego świata na bardziej ludzkie. Sam potrzebuję twojego wsparcia i pozytywnego feedbacku, abym z większa energią i determinacją angażował się w proces własnego rozwoju osobistego i uwalniania swych zasobów. Możesz dodać mi odwagi do kontynuowania tego dzieła przez skomentowanie wpisu czy kontakt ze mną.


Przesłanie końcowe


Na koniec chcę Cię pozostawić z pewnym przesłaniem. Michał Szafrański w swojej książce „Zaufanie czyli waluta przyszłości” napisał zdanie, które osobiście mnie poruszyło i może bezpiecznie stać się dla mnie zasadą organizującą moje działania we wszelkich międzyludzkich interakcjach, włączając w to moje blogowanie. Brzmi ono następująco:


„Najpierw zaufaj sobie, potem zaufaj innym a dopiero potem ludzie zaufają Tobie”.


Jednakże pozwolę sobie dodać kilka słów na początku tej zasady, które dla mnie osobiście czynią ją pełniejszą i bliższą do zastosowania.


„Bóg zaufał Tobie, dlatego zaufaj sobie, potem zaufaj innym a dopiero potem ludzie zaufają Tobie”


Jestem ciekawy czy również dla Ciebie, któraś z tych zasad mogłaby się stać mottem przewodnim twych działań.

Jeśli uważasz ten wpis za wartościowy udostępnij go innym, pozostaw swój komentarz albo po prostu „polub mnie”