Biblia mówi, że “wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem”.
Trudno się nie zgodzić z tą prawdą. Jednak współczesna cywilizacja, w której większość z nas żyje, modeluje w nas odmienne przekonania. Tempo zmian społecznych i technologicznych na przestrzeni ostatnich 70 lat wzrosło kilkukrotnie w porównaniu z poprzednimi stuleciami. Współczesny człowiek nie nadąża za tymi zmianami nawet jeśli bardzo by chciał. Dlatego tak łatwo o poczucie zagubienia i zdezorientowania, bo nawet jeśli uda nam się zaadaptować do jakiejś nowej sytuacji to wyrastają przed nami już kolejne, które wołają o swoją uwagę.
Zewnętrzny świat gratyfikuje prędkość.
Najlepiej, żeby wszystko było zrobione “na wczoraj”. To może nas skłaniać ku podporządkowaniu się biczowi prędkości. Nagradzanie efektywności, wydajności i prędkości stwarza model życia pod presją. Ten uprawomocniony przez postęp cywilizacyjny pośpiech wokół nas może utwierdzić nas w przekonaniu, że nasz świat wewnętrzny ma poddać się podobnemu procesowi. Nic bardziej błędnego.
Naturalny proces rozwoju.
Wewnętrzny świat funkcjonuje według innych reguł. Kiedy tylko zatrzymam się trochę na medytację, pobędę jakiś czas z moim Bogiem i zwolnię, to od razu dociera do mnie, że wszystko ma swój czas. Widzę jak często ulegam presji wewnętrznej i wtedy czuję duży dyskomfort i irytację. To krytyk wewnętrzny, który wciska mi że “już teraz muszę”; “że już teraz powinienem”. Dla niego wszystko musi być wykonane na 100%. Nie daj mu się zwieść.
Wymagania postawione przez otoczenie, w którym funkcjonujemy czy głos naszego wewnętrznego krytyka czy rodzica, jak kto woli, mogą rozmijać się z naturalnym procesem naszego rozwoju. Nie jesteś w stanie przeskoczyć pewnych etapów rozwoju ot tak. Niemowlak nie da rady zjeść kotleta. Dlatego nie zmuszaj się na siłę do bycia tam gdzie nie chcesz być lub do robienia rzeczy na które nie jesteś jeszcze gotowy i nie poganiaj się, bo stracisz radość życia.