Uzdrowienie z toksycznego wstydu

Bradshaw i Naaman

Chcę się z wami podzielić, że jestem ostatnio pod wrażeniem myśli Johna Bradshaw`a. Oglądałem wczoraj jakieś starsze nagrania warsztatów, które prowadził. Dotyczyło to doświadczenia toksycznego wstydu i powrotu do kontaktu ze swoim wewnętrznym dzieckiem. Swoją drogą polecam wam te nagrania. W minionym czasie temat toksycznego wstydu powraca cyklicznie w kontekście mojego osobistego wzrostu. Pod wpływem treści, które zasłyszałem w trakcie słuchania Bradshaw`a, spontanicznie zapragnąłem zwrócić się do niego o pomoc (w formie prośby, aby pomógł mi pokonać mój toksyczny wstyd). Wcześniej zapoznałem się z jego biografią (John zmarł w 2016, ale wierzę, że żyje w Bogu) i uderzył mnie w niej fakt, że Bradshaw chciał zostać księdzem i był już nawet w seminarium, ale zrezygnował ze względu na swoje uzależnienie od alkoholu i inne problemy. Zamiar przyjęcia kapłaństwa, którego ostatecznie nie zrealizował, spowodował, że stał mi się bardzo bliski.

Kiedy zwróciłem się do Johna jako do dobrego przyjaciela i mentora. Wyświetliła mi się w głowie scena z Biblii, dotycząca uzdrowienia trędowatego Naamana. Poniżej cytuje tekst, który znajduje się w Drugiej Księdze Królewskiej:

Naaman, wódz wojska króla Aramu, miał wielkie znaczenie u swego pana i doznawał względów, ponieważ przez niego Pan spowodował ocalenie Aramejczyków. Lecz ten człowiek – <dzielny wojownik> – był trędowaty. Kiedyś podczas napadu zgraje Aramejczyków zabrały z ziemi Izraela młodą dziewczynę, którą przeznaczono do usług żonie Naamana. Ona rzekła do swojej pani: «O, gdyby pan mój udał się do proroka, który jest w Samarii! Ten by go wtedy uwolnił od trądu». Naaman więc poszedł oznajmić to swojemu panu, powtarzając słowa dziewczyny, która pochodziła z kraju Izraela. A król Aramu odpowiedział: «Wyruszaj! A ja poślę list do króla izraelskiego». Wyruszył więc, zabierając ze sobą dziesięć talentów srebra, sześć tysięcy syklów złota i dziesięć ubrań zamiennych. I przedłożył królowi izraelskiemu list o treści następującej: «Z chwilą gdy dojdzie do ciebie ten list, [wiedz], iż posyłam do ciebie Naamana, sługę mego, abyś go uwolnił od trądu».  Kiedy przeczytano list królowi izraelskiemu, rozdarł swoje szaty i powiedział: «Czy ja jestem Bogiem, żebym mógł uśmiercać i ożywiać? Bo ten poleca mi uwolnić człowieka od trądu! Tylko dobrze zastanówcie się i rozważcie, czy on nie szuka zaczepki ze mną?»
Lecz kiedy Elizeusz, mąż Boży, dowiedział się, iż król izraelski rozdarł swoje szaty, polecił powiedzieć królowi: «Czemu rozdarłeś szaty? Niechże on przyjdzie do mnie, a dowie się, że jest prorok w Izraelu». Więc Naaman przyjechał swymi końmi i swoim powozem, i stanął przed drzwiami domu Elizeusza.  Elizeusz zaś kazał mu przez posłańca powiedzieć: «Idź, obmyj się siedem razy w Jordanie, a ciało twoje będzie takie jak poprzednio i staniesz się czysty!»  Rozgniewał się Naaman i odszedł ze słowami: «Przecież myślałem sobie: Na pewno wyjdzie, stanie, następnie wezwie imienia Pana, Boga swego, poruszywszy ręką nad miejscem [chorym] i odejmie trąd. Czyż Abana i Parpar, rzeki Damaszku, nie są lepsze od wszystkich wód Izraela? Czyż nie mogłem się w nich wykąpać i być oczyszczonym?» Pełen gniewu zawrócił, by odejść. Lecz słudzy jego przybliżyli się i przemówili do niego tymi słowami: «Gdyby prorok kazał ci spełnić coś trudnego, czy byś nie wykonał? O ileż więc bardziej, jeśli ci powiedział: Obmyj się, a będziesz czysty?» Odszedł więc Naaman i zanurzył się siedem razy w Jordanie, według słowa męża Bożego, a ciało jego na powrót stało się jak ciało małego dziecka i został oczyszczony. (2Krl 5, 1-14)

Proces zdrowienia

Od razu pomyślałem, że moja prośba o uzdrowienie z toksycznego wstydu może mieć wiele wspólnego z tą sceną z Biblii.
Uderzyły mnie najbardziej dwa aspekty uzdrowienia Naamana. Po pierwsze, że jego uzdrowienie dokonało się w konkretnie wyznaczonym procesie. I tu nie chodzi tylko o aspekt siedmiokrotnego zanurzenia się w Jordanie. Ten proces zaczął się już od interwencji służącej Izraelitki w domu Naamana, a bardziej szczegółowo od jej empatii. Wzruszona niedolą swego pana, której powodem był trąd, przekazała swej pani, że w Izraelu jest prorok, który może go uzdrowić. Następnie kolejne osoby pojawiają się w tym procesie uzdrowienia. Bóg posługuje się nimi, żeby Naaman mógł wyzdrowieć. Są to, żona Naamana, król Aramu, król Izraela, aż wreszcie sam prorok Elizeusz. Odczytuję osobiście te słowa jako zaproszenie do tego, żeby zaakceptować to, że uzdrowienie z toksycznego wstydu realizuje się nie w sposób natychmiastowy, ale w pewnym procesie. Istotną rolę odgrywają tu kolejne osoby. To bardzo ważny, społeczny aspekt uzdrowienia. Trąd podobnie jak toksyczny wstyd powoduje wykluczenie społeczne z tą różnicą, że ten drugi wynika z naszego ograniczającego nas sposobu myślenia.

Po drugie, Naaman miał opory, żeby przyjąć “lekarstwo” jakie zalecił mu Elizeusz. Siedmiokrotne zanurzanie się w Jordanie wydawało mu się niedorzeczne. Jednak za namową sług poddał się temu procesowi. Ten aspekt opowiadania uzmysławia mi, że uzdrowienie z toksycznego wstydu wymaga poddania się jasno określonym zabiegom. Aby cały proces mógł przebiec pomyślnie, zasadniczym warunkiem jest nasze podstawowe zaufanie. Im dłużej będziemy wątpić w słuszność tych zabiegów, szukać winnych naszej sytuacji albo dopatrywać się złych intencji u tych, którym realnie zależy na naszym wyzdrowieniu, tym dłużej przeciągnie się w czasie cały proces zdrowienia.

Miłość samego siebie

Czymś bardzo istotnym jest uświadomienie sobie, że to ja jestem odpowiedzialny za swoje życie i swoje zdrowienie. Oczekiwanie, że ktoś z zewnątrz, coś zrobi ze mną, że mnie cudem naprawi (myślałem, że poruszy ręką nad miejscem chorym i odejmie trąd) jest samooszukiwaniem się i swego rodzaju używaniem innych. Potocznie nazywamy to pójściem na skróty. W swej wieloletniej posłudze duszpasterskiej spotykałem często osoby, które oczekiwały, że Bóg nagle i cudownie uzdrowi ich relacje albo “wyciągnie” z kryzysu psychicznego. Odrzucały jednak sugestie, iż należy skorzystać z pomocy psychoterapeutycznej, ale chciały wymusić cud na Bogu, mnożąc wszelkiego rodzaju praktyki religijne.

Zasadniczym elementem procesu zdrowienia z toksycznego wstydu jest miłość do samego siebie. Jest punktem wyjścia jak i dojścia. To odzyskanie swego autentycznego “ja”, nawiązanie relacji z sobą samym poprzez wsłuchanie się w swe często niezaspokajane przez lata potrzeby i tłamszone uczucia, dążenie do lepszego zrozumienia siebie i opłakanie wszystkich strat jakich się doświadczyło w ciągu swego życia, aby pozostawić za sobą to czego nie jesteśmy już w stanie zmienić np. utraconego dzieciństwa. Nowa troska o siebie poprowadzi nas do odczuwania radości z życia, która nieodłącznie towarzyszy tym, którzy są w procesie “powrotu do swego wewnętrznego ja”