„Uznano, że nie trzeba interweniować” – mówi osoba doświadczająca przemocy (cz. II).

Autor bloga: A czy nie byłoby zadaniem tych osób, w tych instytucjach, które usłyszały, że Pani doświadcza przemocy, zgłoszenie tego na prokuraturę? Czy nie miałyby w ten sposób zareagować?

Anna: Tak. Mam takie momenty, że myślę, ze powinnam do tych wszystkich miejsc napisać takie zażalenie, np.


MOPS do którego ostatnio pisałam prośbę, żeby mi wystosował pismo, ile razy ja tam byłam po pomoc i jakiej pomocy szukałam, to w ogóle mi nie odpisał, w ogóle nie dostałam odpowiedzi na ten list.

Wydaje mi się, że wszystkie te instytucje mogły spokojnie to zgłosić i miałabym lżej.

Autor bloga: Czyli czego zabrakło tym osobom kompetentnym w tych instytucjach, żeby skutecznie Pani pomóc?

Anna: Myślę, że zabrakło odwagi, żeby działać, żeby stanąć po mojej stronie i żeby – nie wiem, bo można tu podejrzewać jakieś, nie wiem jakieś powiązania z moim mężem, który nie jest po prostu osobą dostatecznie anonimową i obcą. Mam wrażenie, że taka pasywność tam była, że każdy się bał wykonać ten ruch

Autor bloga: Czyli nikt się nie chciał tym zająć, tylko każdy odsyłał do innej instytucji.

Anna: Chyba tak, albo mi coś doradzano, co było słabe, bo po tym jak mój mąż poszedł tam rozmawiać w tym MOPSie, to po tych dwóch rozmowach ze mną i z nim te Panie powiedziały,

żebyśmy sobie tego nawzajem nie robili i „Po co sobie to robimy”? Czyli on je tak zaczarował, że one znowu zaczęły widzieć w tym konflikt.

Autor bloga; Jak się Pani poczuła potraktowana w tych instytucjach?

Anna: W jakimś sensie było to upokarzające, bo takie miałam wrażenie, że wychodzę z jakimś dużym problemem, z którym mi było bardzo trudno wyjść….

Autor bloga: Poczuła się Pani z tym sama.

Anna: Tak, poczułam się, że nie mogę na nich liczyć.

Autor bloga: A jakie Pani usłyszała rady, co by Pani miała zrobić w tej sytuacji?

Anna: Dogadać się jakoś z mężem (!).

Autor bloga: Czyli dogadać się ze sprawcą przemocy, tak?

Anna: Tak, dogadać się (!). Oczywiście takie najbardziej kompetentne osoby w Ośrodku dla poszkodowanych to one rzeczywiście – tylko, że one nie mają jakby mocy sprawczej – mówiły, że mam iść tam po Niebieską Kartę, po tego Asystenta do MOPSu, tu i ówdzie i po kuratora. Natomiast one śmiały się rzeczywiście z tej rady, mówiąc, że to jest absurdalna rada i

nie można się dogadywać ze sprawcą przemocy… Tylko trzeba uciekać.

Konkluzja jest taka, że ci, którzy ni mieli mocy sprawczej, którzy mnie wysłuchali, ale znali się na temacie i nazwali to przemocą i powiedzieli nawet, że jest to przemoc „hardcorowa”, trudna owszem, ponieważ psychiczna, trudna do takiego wyłapania, ale ewidentna, to te osoby nazywały to przemocą i działały, były rzutkie. A te osoby, które miały coś wykonawczego, nawet tak banalnego jak asystent rodziny czy Niebieska Karta, czyli coś co zgoła nie robi krzywdy nawet osobie sprawcy, to te wszystkie osoby przyjęły jakby postawę pasywną.

Autor bloga: Czy myśli Pani, że osoby zatrudnione w tych instytucjach mają wystarczającą wiedzę na temat tego, co czuje ofiara przemocy i jak należy ją przyjąć, i traktować?

Anna: Myślę, że nie mają żadnej wiedzy i o to mam sporą złość. Myślę, że mają wiedzę – nie wiem na jakie tematy – głównie na temat jak mają wypełnić dokumentację i z czego będą musiały się rozliczyć oraz na pewno ta pani w tym Centrum Wsparcia Rodziny miała tę wiedzę, że to jest sytuacja za trudna dla asystentów i wiedziała kiedy asystentów wysyłać a kiedy nie. Czyli powiedziała jasno, że asystenta się wysyła wtedy, kiedy rodzice sobie nie radzą, ale współpracują. Być może ta sprawa była już za trudna i była już na kuratora, ale uważam, że wszystkie te instytucje miały obowiązek napisać do Sądu Rodzinnego wniosek o wgląd w sytuacje rodziny, bo nie robiąc tego postawiły mnie w sytuacji, gdzie ja musiałam zrobić jakiś „acting out”, bo myślałam, że zwariuję i czułam się zostawiona bez pomocy w sytuacji takiego zagrożenia i to trwało na pewno ponad miesiąc… nie miesiąc, dwa lata, bo ja tak naprawdę marzyłam o tym, żeby mieć kuratora rodzinnego, bo ja sama uznałam, że chętnie się podporządkuję takiemu kuratorowi po to, żeby uniknąć takich jakichś absurdalnych konfliktów, wynikających z jakiejś manipulacji, albo jakichś zaburzeń mojego męża i rzeczy, które nam narzucał, albo którymi próbował nas dręczyć. I tego moglibyśmy uniknąć, mając kuratora, który by określił jak i co ma być rozwiązane.

Autor bloga: Co Pani czuje w związku z podejściem w tych instytucjach do Pani sprawy?

Anna: Jest takie uczucie bezradności a potem uczucie takiego niesmaku, że się znowu zaczęłam zajmować tym tematem, i że zmarnowałam czas, bo to i tak nic nie da a jednocześnie połączone ze świadomością, że są osoby, które są zgorszone, że ja nic z tym nie robię, myśląc, że jak zacznę coś robić to się to zmieni. Czyli one są jakby z jednej strony (osoby, które wiedzą, że to jest przemoc, są zgorszone i mówią – to są osoby z tego klucza, co normalnie by groziły, że jak tu wejdzie pomoc społeczna to zabiorą dzieci i one mnie motywują, żebym coś robiła, bo to jest karygodne. Jak coś robię i szukam, a jedynym narzędziem do zrobienia czegoś są instytucje i w momencie kiedy te instytucje są dla mnie pasywne – czyli ja do nich idę i się obijam po prostu o ścianę) – to jest jakby drugi element tej rzeczywistości. Czyli jestem umieszczona pomiędzy osobami, które mnie stymulują, żebym coś robiła a pomiędzy osobami, które są do tego wydelegowane, żebym się nimi mogła posłużyć, a które nie działają i nie dają się uruchomić. I ja jestem na końcu zawieszona pomiędzy tym a tym i na końcu mam do wyboru ucieczkę, a w ucieczce znowu mam do wyboru 3 opcje: ucieczkę bez dzieci – co jest nie do pomyślenia, uciec z dziećmi co jest niemożliwe, bo mąż trzyma na nich łapę a trzecią, żeby tkwić w tym dalej i próbować sobie radzić albo nie radzić.

Czuję taki smutek i bezradność, to jest rodzaj takiego jakiegoś stuporu. Czasami czuję bardziej złość i wtedy energię bardziej czuję.

Myślałam teraz, żeby napisać do tych Pań, co je najbardziej powstrzymało przed interwencją w moją rodzinę. Albo czy to jest tak, że one w ogóle nie uwierzyły, że mam tę przemoc psychiczną czy nie, że tak się

czułam, że byłam przepytana i zostawiona, i znowu przepytana i zostawiona z tym wszystkim, i znowu przepytana i zostawiona. I to w sumie trwało bardzo długo, ostatecznie z półtora roku.

A teraz nawet na moje pisma z prośbą o informacje ile razy tam byłam po pomoc to nie dostałam odpowiedzi. Nie odpisano mi. Odpisała mi tylko pani z Centrum Wsparcia Rodziny, które jednakże po kolejnym spotkaniu Zespołu Interdyscyplinarnego powiedziała coś takiego enigmatycznego, że ona już wie, że nie będzie nam przydzielała asystenta, więc nie ma sensu, żebyśmy się spotkały i nawet mi nie wyjaśniła dlaczego. Boję się i krępuję po raz kolejny dzwonić albo pisać z pytaniami, co i dlaczego. Takie coś, że wstydzisz się iść, bo musisz obnażyć najbardziej wstydliwe wątki. Idziesz, rozmawiasz z kimś z myślą, że już Cię to strasznie dużo kosztuje, ale robisz to, bo może ta osoba pomoże. Potem czekasz ileś czasu i mówią Ci, że masz pójść i opowiedzieć to innej osobie. Znowu robisz to, przeżywasz tą wizytę. Idziesz tam, tracisz kilka godzin, potem przeżywasz ją po fakcie, znowu się wstydzisz, znowu obnażasz jakieś intymne wątki. Nie wiem, gdyby wszyscy tak to potraktowali to ja bym w ogóle nie wiem co zrobiła, bym się załamała zupełnie i chyba tylko to mnie niosło, że była ta Pani Ania w Ośrodku i w drugim Bernadetta, które mówiły, że to jest przemoc mówiły np. Że coś powinno być zrobione, że gdybym trafiła do nich to już bym miała Niebieską Kartę a jednocześnie ona nie była z tego rejonu i nie miała tej sprawczej mocy, aczkolwiek dzwoniła raz do MOPSu i z jedną Panią rozmawiała i mówiła, co ona by zrobiła, gdyby to było na jej terenie i co powinno być zrobione.
cdn.