Nieprzepracowana trauma.

Rozmawiałem ostatnio ze swoją bliską znajomą o tym, jakie spustoszenie w psychice powoduje bardzo bolesne doświadczenie z przeszłości (trauma), które jest nieprzepracowane w późniejszym życiu. Ona sama doświadczyła tego, będąc z taką osobą w związku małżeńskim. Jakie są konsekwencje nieprzepracowanej traumy?

  • niemożność budowania zażyłej więzi z bliską osobą
  • odcięcie od emocji i życie w swoim świecie
  • ciągłe poczucie zagrożenia i bycia przygotowanym na atak innych
  • przymus nadmiernego chronienia siebie
  • interpretowanie zachowań innych w kluczu wrogości
  • obwinianie innych za swe złe samopoczucie
  • skłonność do kontrolowania innych, co jest destrukcyjne dla relacji i często bywa źródłem przemocy

Z taką osobą nie da się żyć. Zabiera wolność sobie i innym i przenosi swój ból na bliskich. Konsekwencje tego są opłakane – w przenośni i dosłownie – rujnuje się relacje przez przedmiotowe traktowanie i przekazuje się traumę na młodsze pokolenie. Tu nie ma życia, ucieszenia się sobą i drugą osobą, To psychiczna śmierć.

Trafna informacja zwrotna będzie mile widziana.

Jeden z moich kolegów, któremu poleciłem zaangażowanie się w pracę jako dostawca Uber Eats, zadzwonił dziś do mnie dwa razy. Od dłuższego już czasu próbuje wystartować z pracą, ale ciągle napotyka na drodze jakieś przeszkody. Za każdym razem, kiedy rozmawiamy wylewa z siebie hektolitry złości na pracujących na Infolinii Ubera a potem oskarżenia zataczają coraz szerszy krąg, włączając to członków rodziny. Po dzisiejszych rozmowach postanowiłem podzielić się z nim moimi spostrzeżeniami, które może również i Ciebie zainspirują do pozytywnej zmiany w swoim życiu. Napisałem do niego dłuższego smsa, którego zamieszczam poniżej.

Moje spostrzeżenia Stary:

1. Poprzez agresywne słowa wzbudzasz w ludziach nieprzyjemne uczucia (lęk, złość), co z pewnością skłoni ich do unikania kontaktu z Tobą a przez to będzie generować w Tobie poczucie odrzucenia.

2. Potrzebujesz odzyskać poczucie sprawczości nad swoim życiem, zadbać o swoją potrzebę autonomii niezależności.

Co za tym idzie:

3. Dopóki innych będziesz obwiniał za swe frustracje nie odnajdziesz spokoju i zadowolenia. Twoje szczęście zależy od Twego wewnętrznego pozytywnego nastawienia a nie od tego, co zewnętrzne.

4. Nie jesteś odpowiedzialny za emocje jakie się w Tobie pojawiają, ale jesteś odpowiedzialny za to, co z tymi emocjami zrobisz. Zawsze masz wybór,  żeby wykorzystać je twórczo lub destrukcyjnie.

5. Kiedy przestaniesz grać w grę: Winny – Oskarżyciel, zaczniesz interpretować sytuacje życiowe w ich realnym świetle, tj. jako okazje do Twego osobistego rozwoju. 

Tworzenie więzi – moc afirmujących komunikatów.

Chciałem się dziś z wami podzielić tym, co najistotniejsze w moim życiu. Chodzi o tworzenie więzi. To temat, który leży mi na sercu i ciągle powraca jak bumerang. Dopomina się, poprzez konkretne wydarzenia, żeby się nim zająć. Od pewnego już czasu noszę się z realizacją pomysłu na cykl wpisów – w formie pisanej lub mówionej – o znaczeniu więzi w naszym życiu.

Piękna bliskiej więzi z ukochaną osobą mogę teraz doświadczać w swym życiu na co dzień W ostatnim czasie przeżywałem trudny okres. Przed świętami miałem stłuczkę samochodem, którego używałem jako narzędzia pracy, dostarczając klientom jedzenie z restauracji. Samochód już był bardzo wysłużony. Zastanawiałem się więc czy warto jeszcze w niego inwestować czy sobie odpuścić. 10 stycznia mijał termin przeglądu technicznego i po konsultacjach z mechanikiem uznałem, że nie opłaca już dalej wkładać “kasę” w to auto. Oddałem je na złom.

Druga trudna sytuacja to odmowa zatrudnienia mnie w Stowarzyszeniu, gdzie miałem podjąć pracę jako Asystent Osoby Niepełnosprawnej. Było to dla mnie zaskoczeniem, gdyż wstępnie – na rozmowie kwalifikacyjnej – wypełniłem już wszystkie potrzebne pisma i czekałem tylko na decyzję w jakim wymiarze godzin miałbym pracować. Okazało się jednak, że Stowarzyszenie nie będzie miało wystarczających środków na sfinansowanie mojego zatrudnienia. Te dwa fakty były triggerem nastroju przygnębienia.

Podzieliłem się z moją Ukochaną (celowo nie używam słowa “partnerka”, które kojarzy mi się bardziej z umową handlową, niż z bliską relacją), tym co przeżywałem jako trudne dla mnie. Wtedy zdałem sobie sprawę jak bardzo ważne jest, aby po pierwsze, nie bać się zgłaszać swoje potrzeby ( potrzebuję Twej pociechy i dobrego słowa) i po drugie – nad tym chcę się zatrzymać – obdarzyć drugą osobę pełnym afirmacji komunikatem.

Pozwolę tu sobie zacytować smsa jakiego otrzymałem od mojej Najdroższej w chwilę po tym jak wyjawiłem jej, co przeżywam i czego potrzebuję. Jeszcze chcę nadmienić, że mamy oboje w zwyczaju- zawsze 7-ego każdego miesiąca – przypominać sobie miesięcznicę naszej pierwszej randki.

“Z okazji 16ej miesięcznicy  chcę Ci wyznać, że odkąd jestem w relacji z Tobą to nie czuję tej koszmarnej pustki”.

Byłem dogłębnie wzruszony tym pięknym wyznaniem. Zrozumiałem jak wielką wartość mają słowa ukochanej osoby, która docenia Twą obecność w swoim życiu. Przygnębienie rozwiało się jak dym. Takie słowa są:

  • jak gorące strzały, które podsycają miłość
  • źródłem radości
  • uskrzydlają do pokonywania trudności
  • zbliżają nawzajem do siebie
  • przekonują o naszej wartości

Do dzieła! 🙂

“Czerwona kontrolka trudnych uczuć” – zatrzymaj się i sprawdź czego Ci brakuje.

Niepokój, frustracja, irytacja – to przykłady niechcianych uczuć, które mogą nam towarzyszyć od czasu do czasu. Choć są niechciane i nieprzyjemne w przeżywaniu, są też bardzo potrzebne. Jak każde uczucie niosą informację/przesłanie o naszym odniesieniu do świata zewnętrznego lub wewnętrznego. Od kilku dni zagościły i u mnie.

Są jak czerwona kontrolka w samochodzie. Kiedy się zapala, wiesz, że brakuje czegoś potrzebnego do normalnego funkcjonowania samochodu lub wynikła jakaś usterka. Musisz się zatrzymać i sprawdzić o co chodzi. Podobnie z trudnymi uczuciami, które wymieniłem na początku. Sygnalizują, że jakieś Twe potrzeby są niezaspokojone i koniecznie musisz się zatrzymać, aby się temu przyjrzeć.

Kiedy “czerwona kontrolka trudnych uczuć” zaświeciła się u mnie, choć było to trudne w przeżywaniu, zrozumiałem, że nie mogę zignorować tego sygnału. Konsekwencje byłyby z pewnością bardzo szkodliwe dla mojego zdrowia psychicznego. Zacząłem się zastanawiać, co może być przyczyną. Myśli powędrowały w kierunku moich celów. Pół roku temu zapisałem je sobie na kartce. Odnalazłem teczkę z kartkami i przeczytałem.

Po raz kolejny uświadomiłem sobie, że chcę czegoś więcej od życia, że chcę spełniać swoje marzenia. Nie jestem w stanie zgodzić się na pozostanie dostawcą jedzenia do końca życia lub tylko do tego ograniczyć swą zawodową aktywność. Jednym z moich marzeń jest mieć swój własny gabinet mentora. Niepokój jaki się pojawił, skłonił mnie do refleksji, weryfikacji swoich działań zmierzających do osiągnięcia celów. Okazał się być twórczym a nie destrukcyjnym. Uświadomił mi, że potrzebuję zwiększyć wysiłki w celu osiągnięcia oczekiwanego rezultatu.

Wsłuchaj się w siebie i patrz na “kontrolki” a z pewnością dotrzesz szczęśliwie do celu.

Drogocenny dar obecności. Gdy mało znaczy wiele.

Dziś myślę o tym, jak rozpoznać działanie Boga we własnym życiu. Jak Go rozpoznać? Nie przeoczyć czy nie pominąć, gdy jest w pobliżu. Skąd wiedzieć, że jest blisko?

On przychodzi w codzienności. W codziennych wydarzeniach, które nas zapraszają do współpracy z nim. To delikatne wezwanie, by przemienić świat przez miłość.

Być gotowym, aby kochać. Mieć szerokie serce, by odpowiedzieć na Jego wezwanie. Tak stało się kilka dni temu. Jeżdżąc z dostawami Uber Eats nie spodziewałem się, że otrzymam ofertę niecodziennego zlecenia. Specjalista ze Stowarzyszenia “Macierz” poprosił mnie o pomoc i wsparcie dla osoby, która wychodzi z doświadczenia przemocy. Osoba ta nie była w stanie pójść na pocztę, żeby wysłać list do prokuratury ze zgłoszeniem przemocy oraz samodzielnie na policję. Zostałem poproszony o towarzyszenie i ta osobą tego potrzebowała i chciała.

Była bardzo wdzięczna za – bycie przy niej w tych trudnych chwilach. Kolejna sytuacja, która pokazała mi jak bardzo ważna jest prosta obecność przy kimś, komu jest trudno.

“Aby świat czynić bardziej ludzkim” – moc afirmujących komunikatów.

Od ponad tygodnia pracuję jako dostawca Uber Eats. Nowe doświadczenie. Jak dla wysoko wrażliwej osoby to przeogromna liczba wrażeń. To również wiele okazji, aby czynić zanurzony w pandemii świat, bardziej ludzkim

To taka moja osobista refleksja na gorąco, Nie odzywałem się długo na blogu, gdyż byłem pochłonięty sprawami wokół własnego utrzymania. Wbrew pozorom zjadają one mnóstwo energii, ale też cieszą.

Tym czym chcę się z wami dziś podzielić to fakt, że można codzienność przekształcić w przestrzeń doświadczenia piękna bycia bardziej ludzkim.

Prostota afirmujących gestów i komunikatów: przepuszczenie innego kierowcy na drodze, podziękowania światłami, dostrzeżenie i docenienie pracy osób z McDonalda i wielu innych restauracji. Dzięki temu stajemy się nieanonimowi i bardziej bliscy, solidarni w swej kruchej, a zrazem pięknej ludzkiej naturze. Choć pod maseczką nie widać uśmiechu to jednak oczy się śmieją, jak jednej z pracownic “Maca”, kiedy usłyszała ode mnie: “Ma Pani ładny uśmiech”

Naprawdę niewiele trzeba, choć jest to bardzo trudne. Jak chcesz znaleźć inspirację to kliknij w ten film.

Czy kryzys psychiczny może być zasobem?

Przeżyłeś kryzys psychiczny? Tym lepiej dla Ciebie.

Tak mogłoby brzmieć hasło ulotki informującej o nowym zawodzie, który został oficjalnie uznany rozporządzeniem Ministra Zdrowia z dnia 01.04.2020. Piszę o tym, gdyż dowiedziałem się o istnieniu tego zawodu stosunkowo niedawno, bo początkiem sierpnia tego roku. Bliska mi osoba spotkała na wyjeździe wakacyjnym doradcę zawodowego, zatrudnionego w Środowiskowym Centrum Zdrowia Psychicznego w Wieliczce. Wspomniany doradca opowiedział jej o funkcjonowaniu centrum i o możliwości pracy jako asystent zdrowienia. Zadzwoniłem do tej osoby i byłem w lekkim szoku, kiedy dowiedziałem się o co w tym wszystkim chodzi.

Koniecznym warunkiem dopuszczającym do wykonywania tego zawodu jest doświadczenie własnego kryzysu psychicznego i trwanie na ścieżce zdrowienia.

Jeszcze nigdy u żadnego z pracodawców nie spotkałem się z takim wymaganiem. To ożywcze spojrzenie na kryzys psychiczny, dowartościowujące jego znacznie, a przede wszystkim osobę, która konstruktywnie sobie z nim poradziła i może służyć teraz swym doświadczeniem innym cierpiącym psychicznie.

Asystent Zdrowienia

Pomysł wprowadzenia w życie tej profesji wziął się z krajów zachodniej Europy, gdzie już od dłuższego czasu z powodzeniem funkcjonuje. Asystenci zdrowienia działają tam jako tzw. (EX – IN) czyli Eksperci przez Doświadczenie. Dzięki determinacji kilku Fundacji i Stowarzyszeń działających w Polsce m.in Polskiej Fundacji Otwartego Dialogu z Wrocławia uruchomiono program pilotażowy reformy psychiatrii w naszym kraju. Reforma ta ma na celu deinstytucjonalizację psychiatrii, której akcent działań ma się stopniowo przesuwać w kierunku psychiatrii środowiskowej. W tym celu mają powstawać w Polsce – docelowo w każdym powiecie – tzw. Centra Zdrowia Psychicznego (dotychczasowa ich liczba wynosi 30), gdzie pacjenci w kryzysie psychicznym otrzymają natychmiastową pomoc i będą objęci opieką zespołu terapeutycznego w swoim środowisku życia. Idea reformy psychiatrii została trafnie ujęta w wypowiedzi dyr. ŚCZP w Wieliczce Mariusza Panka:


“Usługi w tym modelu (Centra Zdrowia Psychicznego) mają być skoncentrowane na potrzebach osoby (w kryzysie psychicznym) a nie skoncentrowane na potrzebach instytucji”.

Mariusz Panek

Więcej na temat programu pilotażowego przeczytasz na stronie, która jest mu poświęcona- https://czp.org.pl/

Warsztaty

Dowiedziałem się również o kursach, które są organizowane w celu przygotowania do tego zawodu i otrzymania certyfikatu. Niezwłocznie zapisałem się na kurs i jestem już w jego trakcie. Moduły tematyczne odbywają się raz w miesiącu przez weekend w systemie online z powodu pandemii. Kurs ma charakter warsztatów o walorach terapeutycznych.

Moje osobiste pragnienie i doświadczenie

Idea zawodu asystenta zdrowienia doskonale wpisuje się w moje zawodowe aspiracje i predyspozycje. Towarzyszenie osobom w kryzysie duchowym czy emocjonalnym należy do moich wieloletnich doświadczeń, zwłaszcza z okresu posługi kapłańskiej. Poniżej umieszczam świadectwo osoby, której towarzyszyłem jako kapłan w wychodzeniu z kryzysu.

“Bóg nieustannie nade mną czuwał. Znalazłam mieszkanie niedaleko kościoła, do którego zaczęłam przychodzić na Msze św., także w ciągu tygodnia, często w stanach depresyjnych. Zaczęłam karmić się słowem Boga i Jego Ciałem, które powoli mnie przemieniało. Jednocześnie wciąż tkwiłam w uzależnieniu od seksu i pornografii homoseksualnej. Kiedy kilka lat temu zsuwałam się w samo bagno, nie widząc dla siebie żadnej nadziei, Bóg przysłał mi kapłana, człowieka wrażliwego i żyjącego w Bogu, który przyjął mnie ze wszystkim, także z moimi skłonnościami i cierpieniem, jakie one ze sobą niosły. I miał dla mnie czas. Stał się towarzyszem mojej walki i moim duchowym ojcem. Wspierał mnie i wytrwale pomagał wstawać, kiedy upadałam. Przez wiele godzin rozmów, przechodząc przez śmiertelny strach, uczyłam się ufać.”

Cały artykuł został umieszczony w Gościu Niedzielnym nr. 01/2016 a przeczytasz go klikając tutaj.

Oferta wsparcia

Zdaję sobie sprawę, że jeszcze nie ukończyłem kursu Asystenta Zdrowienia, ale patrząc na moje zasoby i doświadczenie nie mogę czekać ze wsparciem dla osób w kryzysie. Byłoby to ze szkodą dla mojego rozwoju osobistego i rozwoju tych, którzy już teraz potrzebują pomocy. Certyfikat będzie tylko potwierdzeniem tego, co już istnieje – gotowości towarzyszenia osobom przeżywającym kryzys psychiczny czy duchowy.

Dlatego zwracam się do Ciebie już dziś. Jeśli potrzebujesz wsparcia emocjonalnego nie zwlekaj i skontaktuj się ze mną a otrzymasz potrzebną pomoc. O wszystkim dowiesz się klikając na stronę wsparcia osobistego.

Uzdrowienie z toksycznego wstydu

Bradshaw i Naaman

Chcę się z wami podzielić, że jestem ostatnio pod wrażeniem myśli Johna Bradshaw`a. Oglądałem wczoraj jakieś starsze nagrania warsztatów, które prowadził. Dotyczyło to doświadczenia toksycznego wstydu i powrotu do kontaktu ze swoim wewnętrznym dzieckiem. Swoją drogą polecam wam te nagrania. W minionym czasie temat toksycznego wstydu powraca cyklicznie w kontekście mojego osobistego wzrostu. Pod wpływem treści, które zasłyszałem w trakcie słuchania Bradshaw`a, spontanicznie zapragnąłem zwrócić się do niego o pomoc (w formie prośby, aby pomógł mi pokonać mój toksyczny wstyd). Wcześniej zapoznałem się z jego biografią (John zmarł w 2016, ale wierzę, że żyje w Bogu) i uderzył mnie w niej fakt, że Bradshaw chciał zostać księdzem i był już nawet w seminarium, ale zrezygnował ze względu na swoje uzależnienie od alkoholu i inne problemy. Zamiar przyjęcia kapłaństwa, którego ostatecznie nie zrealizował, spowodował, że stał mi się bardzo bliski.

Kiedy zwróciłem się do Johna jako do dobrego przyjaciela i mentora. Wyświetliła mi się w głowie scena z Biblii, dotycząca uzdrowienia trędowatego Naamana. Poniżej cytuje tekst, który znajduje się w Drugiej Księdze Królewskiej:

Naaman, wódz wojska króla Aramu, miał wielkie znaczenie u swego pana i doznawał względów, ponieważ przez niego Pan spowodował ocalenie Aramejczyków. Lecz ten człowiek – <dzielny wojownik> – był trędowaty. Kiedyś podczas napadu zgraje Aramejczyków zabrały z ziemi Izraela młodą dziewczynę, którą przeznaczono do usług żonie Naamana. Ona rzekła do swojej pani: «O, gdyby pan mój udał się do proroka, który jest w Samarii! Ten by go wtedy uwolnił od trądu». Naaman więc poszedł oznajmić to swojemu panu, powtarzając słowa dziewczyny, która pochodziła z kraju Izraela. A król Aramu odpowiedział: «Wyruszaj! A ja poślę list do króla izraelskiego». Wyruszył więc, zabierając ze sobą dziesięć talentów srebra, sześć tysięcy syklów złota i dziesięć ubrań zamiennych. I przedłożył królowi izraelskiemu list o treści następującej: «Z chwilą gdy dojdzie do ciebie ten list, [wiedz], iż posyłam do ciebie Naamana, sługę mego, abyś go uwolnił od trądu».  Kiedy przeczytano list królowi izraelskiemu, rozdarł swoje szaty i powiedział: «Czy ja jestem Bogiem, żebym mógł uśmiercać i ożywiać? Bo ten poleca mi uwolnić człowieka od trądu! Tylko dobrze zastanówcie się i rozważcie, czy on nie szuka zaczepki ze mną?»
Lecz kiedy Elizeusz, mąż Boży, dowiedział się, iż król izraelski rozdarł swoje szaty, polecił powiedzieć królowi: «Czemu rozdarłeś szaty? Niechże on przyjdzie do mnie, a dowie się, że jest prorok w Izraelu». Więc Naaman przyjechał swymi końmi i swoim powozem, i stanął przed drzwiami domu Elizeusza.  Elizeusz zaś kazał mu przez posłańca powiedzieć: «Idź, obmyj się siedem razy w Jordanie, a ciało twoje będzie takie jak poprzednio i staniesz się czysty!»  Rozgniewał się Naaman i odszedł ze słowami: «Przecież myślałem sobie: Na pewno wyjdzie, stanie, następnie wezwie imienia Pana, Boga swego, poruszywszy ręką nad miejscem [chorym] i odejmie trąd. Czyż Abana i Parpar, rzeki Damaszku, nie są lepsze od wszystkich wód Izraela? Czyż nie mogłem się w nich wykąpać i być oczyszczonym?» Pełen gniewu zawrócił, by odejść. Lecz słudzy jego przybliżyli się i przemówili do niego tymi słowami: «Gdyby prorok kazał ci spełnić coś trudnego, czy byś nie wykonał? O ileż więc bardziej, jeśli ci powiedział: Obmyj się, a będziesz czysty?» Odszedł więc Naaman i zanurzył się siedem razy w Jordanie, według słowa męża Bożego, a ciało jego na powrót stało się jak ciało małego dziecka i został oczyszczony. (2Krl 5, 1-14)

Proces zdrowienia

Od razu pomyślałem, że moja prośba o uzdrowienie z toksycznego wstydu może mieć wiele wspólnego z tą sceną z Biblii.
Uderzyły mnie najbardziej dwa aspekty uzdrowienia Naamana. Po pierwsze, że jego uzdrowienie dokonało się w konkretnie wyznaczonym procesie. I tu nie chodzi tylko o aspekt siedmiokrotnego zanurzenia się w Jordanie. Ten proces zaczął się już od interwencji służącej Izraelitki w domu Naamana, a bardziej szczegółowo od jej empatii. Wzruszona niedolą swego pana, której powodem był trąd, przekazała swej pani, że w Izraelu jest prorok, który może go uzdrowić. Następnie kolejne osoby pojawiają się w tym procesie uzdrowienia. Bóg posługuje się nimi, żeby Naaman mógł wyzdrowieć. Są to, żona Naamana, król Aramu, król Izraela, aż wreszcie sam prorok Elizeusz. Odczytuję osobiście te słowa jako zaproszenie do tego, żeby zaakceptować to, że uzdrowienie z toksycznego wstydu realizuje się nie w sposób natychmiastowy, ale w pewnym procesie. Istotną rolę odgrywają tu kolejne osoby. To bardzo ważny, społeczny aspekt uzdrowienia. Trąd podobnie jak toksyczny wstyd powoduje wykluczenie społeczne z tą różnicą, że ten drugi wynika z naszego ograniczającego nas sposobu myślenia.

Po drugie, Naaman miał opory, żeby przyjąć “lekarstwo” jakie zalecił mu Elizeusz. Siedmiokrotne zanurzanie się w Jordanie wydawało mu się niedorzeczne. Jednak za namową sług poddał się temu procesowi. Ten aspekt opowiadania uzmysławia mi, że uzdrowienie z toksycznego wstydu wymaga poddania się jasno określonym zabiegom. Aby cały proces mógł przebiec pomyślnie, zasadniczym warunkiem jest nasze podstawowe zaufanie. Im dłużej będziemy wątpić w słuszność tych zabiegów, szukać winnych naszej sytuacji albo dopatrywać się złych intencji u tych, którym realnie zależy na naszym wyzdrowieniu, tym dłużej przeciągnie się w czasie cały proces zdrowienia.

Miłość samego siebie

Czymś bardzo istotnym jest uświadomienie sobie, że to ja jestem odpowiedzialny za swoje życie i swoje zdrowienie. Oczekiwanie, że ktoś z zewnątrz, coś zrobi ze mną, że mnie cudem naprawi (myślałem, że poruszy ręką nad miejscem chorym i odejmie trąd) jest samooszukiwaniem się i swego rodzaju używaniem innych. Potocznie nazywamy to pójściem na skróty. W swej wieloletniej posłudze duszpasterskiej spotykałem często osoby, które oczekiwały, że Bóg nagle i cudownie uzdrowi ich relacje albo “wyciągnie” z kryzysu psychicznego. Odrzucały jednak sugestie, iż należy skorzystać z pomocy psychoterapeutycznej, ale chciały wymusić cud na Bogu, mnożąc wszelkiego rodzaju praktyki religijne.

Zasadniczym elementem procesu zdrowienia z toksycznego wstydu jest miłość do samego siebie. Jest punktem wyjścia jak i dojścia. To odzyskanie swego autentycznego “ja”, nawiązanie relacji z sobą samym poprzez wsłuchanie się w swe często niezaspokajane przez lata potrzeby i tłamszone uczucia, dążenie do lepszego zrozumienia siebie i opłakanie wszystkich strat jakich się doświadczyło w ciągu swego życia, aby pozostawić za sobą to czego nie jesteśmy już w stanie zmienić np. utraconego dzieciństwa. Nowa troska o siebie poprowadzi nas do odczuwania radości z życia, która nieodłącznie towarzyszy tym, którzy są w procesie “powrotu do swego wewnętrznego ja”

Toksyczny wstyd – strażnik wewnętrznego więzienia

“Proszę się nie krępować i czuć się jak u siebie w domu, a nade wszystko nie wstydzić się tak siebie, bo z tego tylko wszystko zło wynika”.
Fiodor Dostojewski – “Bracia Karamazow”

Chcę dziś napisać o toksycznym wstydzie. Temat dla mnie osobiście jest bardzo ważny, ponieważ toksyczny wstyd towarzyszy mi zgoła całe życie i miał na nie destrukcyjny wpływ. Zdaję sobie sprawę z tego jak bardzo utrudnia życie. Powoduje izolację społeczną i hamuje nasz rozwój. Trudno go namierzyć i nazwać. Carl Jung nazywał go “bagnem duszy”. Karmi się przekonaniem, że nie jesteś wystarczająco dobry tudzież, że masz jakiś dyskwalifikujący Cię społecznie defekt, a na drugim biegunie wyrasta z przekonania: “za kogo Ty się masz”. Mówi o tym specjalistka psycholog i psychoterapeuta Brene Brown, która poświęciła 6 lat swego życia na badanie wstydu. Zachęcam Cię do obejrzenia jej poruszającego wykładu na temat wrażliwości i wstydu.

Ten wpis będzie w większej mierze oparty na cytatach z książki John`a Bradshaw`a – “Toksyczny wstyd – Jak uzdrowić wstyd, który Cię zniewala”. Polecam gorąco lekturę. A poniżej cytaty, które mogą Ci pomóc odkryć toksyczny wstyd w Twoim życiu czy lepiej zrozumieć siebie i innych.

„Każdy, kogo dręczy toksyczny wstyd, wychował się w patologicznej rodzinie.”


Jest i trzeci sposób przyswajania wstydu. Polega on na przyswajaniu określonych obrazów. Człowiek potrafi tworzyć wewnętrzny obraz osoby, która go zawstydza, miejsca, konkretnego przeżycia. Potrafi sobie również przyswajać obrazy słowne – ślady dźwięków. Wystarczy, by ktoś wypowiedział określone słowa, by uruchomiło się dawne przeżycie wstydu. Za pomocą języka i wyobrażeń, oderwane, wstydliwe przeżycia łączą się w jedną całość. Jak pisze Kaufman: „Wstydliwe sceny łączą się ze sobą i ulegają wyolbrzymieniu”. W miarę, jak skojarzone ze wstydem słowa, obrazy i sceny stapiają się w jedno, zmienia się sens wstydu. Zamiast uczucia „wstydzę się” pojawia się teraz przekonanie, że „jestem niegodziwcem, człowiekiem pod jakimś ważnym względem ułomnym”. Wstyd przestaje być jednym z wielu przelotnych uczuć, jest teraz podstawowym zrębem tożsamości. Wstyd uwewnętrzniony wprowadza człowieka w stan zamrożenia. Wstyd nie jest już krótkotrwałym sygnałem emocjonalnym, jest trwale zadomowionym, wszechobejmującym poczuciem własnej ułomności. Ta podstawowa świadomość własnej ułomności tworzy podstawę, która determinuje inne odczucia na swój temat. Z czasem to zastygłe przekonanie staje się coraz mniej uświadomione. I w ten sposób wstyd zaczyna być podstawowym wyznacznikiem poczucia tożsamości. Człowiek wkracza na drogę wstydu.”

„Jak już wspomniałem wcześniej, najgłębsza rana, jaką zadaje toksyczny wstyd, to pęknięcie, jakie powoduje w strukturze Ja. Kiedy już przywłaszczymy sobie wstyd, przestajemy go odczuwać, ponieważ przenika tożsamość bez reszty. Przekonani o własnej ułomności i bezwartościowości, nie potrafimy na siebie spojrzeć bezboleśnie. Musimy zatem wytworzyć fałszywe Ja. Fałszywe Ja, to druga linia obrony przed toksycznym wstydem.” (…)
Terry Kellogg kiedyś powiedział, że zawsze ma się na baczności, by przypadkiem nikt go nigdy nie zaskoczył. I mnie taka postawa była bliska. Przez całe życie stale musiałem mieć się na baczności, przez co traciłem mnóstwo czasu i energii. Bałem się, że ktoś mnie zdemaskuje. Bo gdyby mnie zdemaskował, każdy by zobaczył, że jestem z gruntu niedoskonały i niepełnowartościowy. Kontrola ma nas uchronić przed wstydem, raz na zawsze. Kontrolujemy więc własne myśli, wypowiedzi, uczucia, zachowania.”

„Jakakolwiek rezygnacja z kontroli graniczyła z cudem. Było wykluczone, bym z kimkolwiek zerwał. Starałem się tak aranżować swoje relacje z innymi, bym był niezastąpiony, by druga strona nie mogła mnie opuścić. (…)
Większość ludzi spętanych wstydem ma kłopoty z wyrażaniem złości. Nie wie, jak ją wyrazić i jest bardzo nieodporna na agresywną manipulację.”

Bradshaw jako główne lekarstwo na toksyczny wstyd podaje miłość do samego siebie.


“Największym wrogiem toksycznego wstydu jest stwierdzenie “Kocham siebie”. To zdanie może stać się twoim najpotężniejszym orężem w walce o uzdrowienie toksycznego wstydu, który Cię zniewala. Pokochaj siebie szczerze, a odmieni się Twoje życie”.

“Każdy z nas musi stworzyć sobie własną Kartę Praw i dać sobie na te prawa pełne przyzwolenie. Manuel Smith sporządził następującą Listę Praw. Jeżeli chcesz, możesz ją uzupełnić.

  • Masz prawo do oceny własnych zachowań, myśli i uczuć i do wzięcia na siebie odpowiedzialności za ich uruchomienie i konsekwencje.
  • Masz prawo zachowywać się tak jak się zachowujesz, bez konieczności usprawiedliwiania się lub uzasadniania, dlaczego tak postępujesz.
  • Masz prawo sam ocenić, czy do ciebie należy ocena cudzych problemów
  • Masz prawo zmieniać zdanie.
  • Masz prawo mylić się i brać na siebie odpowiedzialność za popełnione błędy
  • Masz prawo powiedzieć “Nie wiem”.
  • Masz prawo przeciwstawiać się ludziom bez konieczności liczenia na ich dobrą wolę.
  • Masz prawo podejmować nielogiczne decyzje.
  • Masz prawo powiedzieć “Nie rozumiem”.
  • Masz prawo powiedzieć “Nie zależy mi na tym”.

Mam świadomość, że temat toksycznego wstydu w tym wpisie jest jedynie zasygnalizowaniem problemu, który może dotyczyć również Ciebie. Na dziś mogę stwierdzić, że chcę sam jeszcze bardziej zagłębić się w ten temat i zbadać go, gdyż widzę w tym – nie tylko dla siebie – poważny krok ku większej wolności oraz obietnicę spełnionego życia.